W Polsce piwo tradycyjnie uważane było za najpopularniejszy napój alkoholowy. Jednak dziś sytuacja ta stopniowo się zmienia. Jeszcze trzy lata temu przeciętny mieszkaniec kraju wypijał około 136 litrów piwa rocznie, a obecnie wskaźnik ten spadł do około 96 litrów. Choć nadal jest to jedna z najwyższych wartości na świecie, tendencja ta maleje.
Przyczyny spadku spożycia są różne. Eksperci zauważają wpływ rosnących cen – z powodu akcyzy i polityki podatkowej, napój z pianką stał się zauważalnie droższy. Dodatkowo, coraz bardziej odczuwalna jest zmiana nawyków konsumenckich – ludzie rzadziej sięgają po alkohol.
Dla producentów piwa ten trend wygląda niepokojąco, ale lekarze określają go jako korzystny. Według lekarzy, każda dawka alkoholu jest szkodliwa dla organizmu, a pojęcie „bezpiecznej ilości” nie istnieje.
Często uważa się, że mocne napoje – takie jak wódka czy whisky – wyrządzają największe szkody wątrobie. W rzeczywistości jednak nie stopień alkoholu jest ważny, a jego ilość. Piwo wydaje się lekkie, więc pije się je litrami. I to właśnie ten czynnik czyni je szczególnie niebezpiecznym: regularne i nadmierne spożycie prowadzi do stłuszczenia wątroby, stanów zapalnych, a następnie do marskości.
Nawet jedna butelka piwa dziennie, spożywana przez lata, może spowodować głębokie zmiany w organizmie. Pierwszymi objawami ostrzegawczymi są ból pod prawym żebrem, ciągłe zmęczenie oraz zażółcenie skóry i oczu. Problem w tym, że choroba rozwija się powoli i przez długi czas pozostaje niezauważona.
Marskość wątroby to choroba przewlekła i nieodwracalna. Osoba z taką diagnozą musi całkowicie zrezygnować z alkoholu, stosować restrykcyjną dietę i regularnie odwiedzać lekarza.
Spadek popularności piwa w Polsce można postrzegać jako początek przełomu w nawykach narodowych. Dla konsumentów jest to okazja, by pomyśleć o swoim zdrowiu, a dla firm piwowarskich sygnał, że należy poszukać nowych rozwiązań i przebudować swoją strategię.